sobota, 19 marca 2011

Elbrus

Za cztery miesiące w moich oczach odbiją się dwa szczyty Elbrusa. Prawie równe sobie, ośnieżone, sięgające chmur. Czy to najwyższy szczyt Europy, czy też najwyższy wulkan Azji - nie ma jakiegoś większego znaczenia. To piękna góra, a trasa jest długa i wyczerpująca. Marzy mi się zdobycie obu szczytów, ale nie wiem, czy jestem wystarczająco mocny. Zobaczymy, co wyjdzie z moich planów, ale zdobycie zachodniego szczytu wystarczy mi w zupełności.
Treningi zaczynam od jutra - na kuchennej ścianie powoli powstaje mini-ścianka wspinaczkowa, a buty biegowe czekają, aż trochę je przewietrzę.

W połowie kwietnia biorę udział w Harpaganie - to też powinno zahartować mojego ducha, zamienić słabość w nieugiętą stal.

Postanowiłem sobie, że zaraz po powrocie pozbędę się metalu z nogi. Wyjazd na narty uświadomił mi, jak bardzo mnie on ogranicza. Ból trwał bez przerwy, od chwili założenia buta aż do jego zdjęcia. Nie mam już cierpliwości, by go znosić. Rana po operacji powinna wyleczyć się w ciągu miesiąca - dwóch, dając mi szansę na przygotowanie się na przyszłoroczny sezon w górach.

Tempo, w jakim realizuję swoje górskie marzenia, z jednej strony mnie cieszy, a z drugiej smuci - bo kiedyś zabraknie mi celów, a nie mam pomysłu na siebie, gdy nie będę już zajmował się wyprawami. Ale coś pewnie wymyślę.