sobota, 15 października 2016

Noc.

Czytelnicy znający moje przygody wiedzą doskonale, że los nie szczędzi mi przykrości, które staram się znosić z uśmiechem, a jeśli to się nie udaje - to przynajmniej z godnością. Czy jest to awaria sprzętu, czy załamanie pogody, czy przyjaciele znikający jak mydlane bańki - zawsze próbuję myśleć, że taka jest kolej rzeczy, że mój smutek to radość kogoś innego w wielkiej człowieczej rodzinie. Moje łzy czy ból - to uśmiech jakiegoś dziecka, szczęście matki, duma ojca z dokonań syna.

Jeśli coś mnie w tym życiu jeszcze dziwi, to ludzka podłość. Mamy tylko to jedno życie, boleśnie wyznaczone przez narodziny i śmierć. To jedno życie, by odepchnąć mrok. Jedno krótkie życie, by wybierać dobro, przedkładać drugiego człowieka nad siebie i swoje potrzeby, nad ideologie czy martwe zasady. Śmierć nas ostatecznie rozliczy i uciszy, rozpędzając atomy tworzące nasze ciała na cztery wiatry. Jest w tym stwierdzeniu rozpacz, ale i nadzieja. To od nas, tylko od nas zależy, jak będzie wyglądał ten świat. Żar naszej śmiertelności może rozpalić płomienie, obdzielając światłem i ciepłem tylu ludzi, ale może też płonąć tylko dla nas, chowany zazdrośnie przed bliźnimi.

Albert Camus napisał: "Trzeba tylko iść naprzód w ciemnościach, trochę na oślep i próbować czynić dobrze.".

Słowo "tylko" jest znamienne - to nie są wielkie wymagania. Niepodobna żyć inaczej.
Więc jeśli mogę powtórzyć za tym wielkim humanistą, świętym bez boga - chciałbym, by ludzie wykorzystali swój czas na odpychanie mroku, na przezwyciężanie tej straszliwej nocy w sobie.