niedziela, 26 października 2008

Lucky

Kilka dni temu zadzwonił Stephane Laout z PGHM'u. Udało im się ściągnąć mój plecak z przełęczy Breche du Rateau. Wszystko ocalało, nie wiem jeszcze, w jakim stanie. We Francji zostanie tylko rak, który zdjąłem podczas zejścia, żeby złamana noga nie haczyła o lód, no i rękawice, które przetarłem przy zejściu.
Mam nadzieję, że sprzęt będzie nadawał się do używania, zwłaszcza śpiwór i namiot.
Plany kolejnych wypraw nabierają kolorów, czuję, że wracam do życia, wbrew tym, którzy wróżyli mi koniec.
Do końca października chcę dociągnąć do 10 km na treningu, potem zacznę pracować nad czasem. Lekarz zalecił mi marszobiegi po 2-3 tygodniach przygotowań na rowerze i basenie, oczywiście nie miał pojęcia, że biegam już od trzech tygodni.

niedziela, 5 października 2008

1100

W każdym kroku czuję cień śmierci, strasznego uderzenia o skałę.
Strach i ból, wracające jak fala, jak smagnięcie biczem.
Zaciskam zęby, aż wszystko znika, wyrzucam słabość jak wiadro odpadków.
I biegnę.