sobota, 14 marca 2009

Ogień


Sezon biegowy ruszył na dobre. 28 lutego pobiegłem w Biegu po Plaży w Sopocie, do mojej decyzji w lwiej części przyczynił się Stasiu. Nie był to dobry pomysł - biegło mi się bardzo ciężko, cholerna stopa wykrzywiała się w miękkim piachu. Bieg ukończyłem i w zasadzie to wszystko, czym mogę się pochwalić w tej kwestii. No, może jeszcze tym, że nie byłem tak całkiem ostatni. W drodze powrotnej miałem już jednak tak dosyć, że część trasy przeszedłem na piechotę.
Następnego dnia, 1 marca biegłem w Wejherowie, w Biegu Charytatywnym dla Kasi. Byłem dosyć zmęczony po poprzednim dniu i chyba tylko dlatego nie pobiłem dotychczasowego rekordu na 10 km - zabrakło 22 sekund...
Czuję, że rekord na tym dystansie padnie w tym roku.
Dzisiaj natomiast pobiegłem półmaraton w Biegu Morsów Króla Neptuna - tym razem udało mi się minimalnie poprawić rekord życiowy - mój zegarek wskazał czas 01:46:38. Byłem w stanie złamać 01:45, ale źle policzyłem sobie międzyczasy, orientując się dopiero w połowie, że coś jest nie tak. W drugiej połowie udało mi się nadrobić sześć minut, ale i tak nie wystarczyło - mówi się trudno. Potem zadzwonił Robert i poszlismy na ściankę. W zasadzie nie miałem sił, nawet nie zdążyłem zjeść nic od śniadania, ale pomyślałem sobie, że tyle razy ja byłem w takiej sytuacji, że prosiłem kogoś o pójście na trening, bieg, rolki, marsz na orientację - a odpowiedzią było >nie<. Szło mi dobrze, chociaż noga bolała. Zrobiłem tą największą, zajebistą przewieszkę na Elewatorze i poczułem, że mogę wszystko :)

Zapisałem się już na Mont Blanc, chociaż biorę też pod uwagę wyjazd z Robertem. Jego dzisiejsze wyczyny na ściance zrobiły na mnie odpowiednie wrażenie.

A w moich żyłach płynie ogień, gdy nocami znów snuję się po uśpionym mieście.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dla wyjaśnienia: Robert to oczywiście Alain Robert (pełne nazwisko Robert Alain Philippe). Zapraszam na http://www.alainrobert.com/en/index.htm oraz http://en.wikipedia.org/wiki/Alain_Robert_is_Spider-Man
Korzystając z okazji pozdrawiam moich idoli czy tam fanów... wszystko jedno...

PS pisze...

Poznaję po charakterystycznym stylu i lekkim piórze - czy to Ty, Ryżu Uncle Bens?
Powiem Ci, Ryżu, że Robert łoił ścianę w takim tempie, że dwoma rękami nie byłem w stanie nadążyć z wybieraniem luzu na grigri. Kubek albo Płytka Stitcha dałaby radę, bo na nich nie ma takich koszmarnych oporów.
Swoją drogą nie rozumiem kolesi, którzy asekurują z grigri, nie ma bata, żeby zrobić w tym badziewiu trawers - ma takie opory, że ściąga w dół mimo najszczerszych chęci asekurującego.

Anonimowy pisze...

Jak pisał Poeta, dla Artysty, a tym bardziej Pisarza nie ma bodaj nic cenniejszego niż powszechnie rozpoznawalny styl. Choć nie wiem czy Arek D. zgodziłby się z taką interpretacyją.
A gri-gri? Daje wspinaczowi ciepłe poczucie, że asekurant nie puści liny nawet po wygranym pojedyneku główkowym o granitową piłkę.
Gri-gri w języku górali Grigragru Hu Kali znaczy wiesz stary, ale jeszcze długo, długo nie.

PS: z jakiego filmu podpis?

PS pisze...

Czyli jest to sprzęt dla mięczaków. Zresztą, kolego mój słodki, poeto i publicysto - jeśli zrzucisz w skale na asekurującego kamień, to już po Tobie, jeśli to było grigri.
Albowiem koleżko: asekurujący dostaje kamlotem i odpływa. Jest na auto, pomiędzy Tobą a nim wisi - dajmy na to - sześć ekspresów, i jeszcze ze dwa punkty naturalne - załóżmy - ucha skalne. Nie masz już żadnych ekspresów ani taśm - wszystko poszło.
Co dzieje się dalej? Jesteś przypięty asekuracji z taśmy na uchu skalnym, pod przewieszką, z której się właśnie zsunąłeś.
Szarpiesz się, bo chcesz, żeby asekurujący dał Ci luz. Grigri trzyma, koleś wali za każdym razem głową o skałę i już nie jest taki piękny. nad sobą masz 10 m. liny. Robisz prusika i prusikujesz, każde podciągnięcie to kolejne uderzenie głowy Twojego byłego już kompana o skałę. W końcu dochodzisz do przewieszki. Jesteś zmordowany, spocony, wystraszony. Patrzysz na ucho skalne i już wiesz, że to już koniec. Nie masz ekspresa, żeby się dopiąć, zresztą nawet dopięty - nie dasz rady zjechać z liny, bo nie masz luzu ani drugiej żyły. Możesz co najwyżej wypiąć się z asekuracji...