niedziela, 13 lipca 2014

Karkonosze 2014.

Od dawna miałem w głowie plan przejścia całej południowej grani, po której poprowadzono granicę, oddzielającą Słowian południowych od Polski. W maju zacząłem ostrożnie badać Krzyśka. Było dla mnie oczywiste, że nie zdecyduje się na nic większego z uwagi na swoją kontuzję, ale można było przecież nagiąć mój plan, żeby udało się zrobić coś razem. Zarzuciłem przynętę w postaci Karkonoszy, wiedząc, że jeśli coś go zdoła skusić, to z pewnością Śnieżka. Krzysiek jest swoistym, śnieżkowym narkomanem. Według własnej deklaracji, był na tym szczycie co najmniej 65 razy (tyle ma stempli). Nie potrafię tego zrozumieć, ale nie przeszkadza mi to w odczuwaniu sympatii do samego Krzyśka.
Okazało się, że pomysł był dobry. Spotkaliśmy się więc pod koniec maja w Szklarskiej Porębie.
Wyruszyliśmy na Szrenicę, a stamtąd łagodnymi graniami na przełęcz Karkonoską. Zmoczył nas deszcz, ale nie wpłynęło to specjalnie na nasz humor. W Schronisku Odrodzenie piliśmy wódkę i rozmawialiśmy niespiesznie o życiu, patrząc na czarne, kłębiące się zwały chmur i krople deszczu na szybie. Krzysiek zaczął powoli pękać, otwierać się na opcję wyjazdu w lipcu w Alpy. Jeszcze się zasłaniał swoim kręgosłupem, wtrącał różne "o ile" i "jeżeli", ale stary diabeł górskiej włóczęgi chwycił go już mocno w swoje szpony.
Siedzieliśmy do późna, w schnących powoli ubraniach, rozgrzani od wódki i dobrej atmosfery.
Następnego dnia weszliśmy na Śnieżkę (w moim przypadku było to wejście drugie, a w Krzyśka - sześćdziesiąte któreś), a potem zeszliśmy na Przełęcz Okraj, kończąc górskie tournee.
W Kowarach jadłem najlepszą w życiu pizzę i poznałem kumpelkę Krzyśka - Dominikę. Spędziliśmy we trójkę miły wieczór, a późnym wieczorem Krzysiek i ja zmęczyliśmy ciepłą wódkę.

Ta bardziej wycieczka niż wyprawa była mi potrzebna, żeby przemyśleć swoje życie, nagadać się z Krzyśkiem, żeby dojrzał we mnie plan lipcowego wyjazdu w Alpy. W zeszłym roku myślałem, że to koniec, że czas się ustatkować. Ale dzisiaj patrzę na to inaczej. Nie muszę przesadnie ryzykować, mogę cieszyć się z bliskości gór, jednocześnie doznając bliskości przyjaciół, ludzi bliskich i prawdziwie oddanych. W takiej konfiguracji nie mam się czego obawiać nawet w najwyższych górach.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Piotr dzięki za Śnieżkowego narkomana ;-)